Baba ganoush bez tahini – czy to możliwe? Jasne! Mało tego, dla mnie to jedyna słuszna wersja tego arabskiego specjału. Ale zacznijmy od początku.
Wspominałam Wam kiedyś, że jakiś czas temu pracowałam w jednej z wiedeńskich restauracji (z kuchnią arabską), w której szefem kuchni był Syryjczyk. To właśnie tam nauczyłam się robić „babę” bez dodatku tahini, bo dawniej tylko taka wersja była mi znana. Pamiętam ten dzień kiedy zrobiłam wielkie oczy, podczas gdy on robiąc baba ganoush sięgnął po melasę z owocu granatu. Spytałam go wówczas, co to za „baba” bez tahini (pasty sezamowej), na co on odpowiedział: „Taka, że jakbym dodał tahinę, to byłby mutabal, a to ma być prawdziwa baba ganoush, w której tahini nie ma”. Wytłumaczył mi różnice i zaznaczył, że większość ludzi niestety tych różnic nie widzi i używa nazw naprzemiennie co jest … błędem. I wiecie co? Jestem mu wdzięczna, że mnie z tego błędu wyprowadził.
Tak naprawdę jeśli do opalonego bakłażana dodamy tahini, jogurt naturalny i oliwę to otrzymamy mutabal, na który przepis znajdziecie tutaj. Jeśli użyjemy melasy z owocu granatu, posiekanych pomidorów, pietruszki i orzechów, to będziemy zajadać się baba ganoush. Różnicę w wyglądzie możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu:Przeglądając jednak przepisy w sieci, śmiem twierdzić, że ponad 90 % zawiera tahini. Ja tego nie neguję, jednak trzymam się swojej „wyuczonej” wersji. Wy sami wybierze, która Wam bardziej smakuje – bo przecież to jest najważniejsze.
Nie ważne jednak czy będziecie robić mutabal czy baba ganoush pamiętajcie, że najważniejsza jest dobra obróbka bakłażana, którego najpierw trzeba… spalić. Powinno się to robić na grillu, jednak w domowych warunkach najlepszy efekt osiągniecie poprzez opalenie go na palnikach kuchenki gazowej. Ale biorąc pod uwagę, że teraz indukcje są niezwykle popularne, możecie użyć piekarnika i funkcji grill. Nie ukrywam, że próbowałam wersji z piekarnika i pozostałam przy opalaniu na palnikach, które dają efekt porządnego dymu (nawet w mieszkaniu ;)). Na koniec jednak władam opalonego bakłażana do piekarnika, by zrobił się idealnie miękki w środku.
Jeśli chodzi o melasę z owocu granatu, to szukajcie jej na półkach z kuchniami świata lub sklepach z artykułami arabskimi.
Na koniec jeszcze wspomnę o tym, że w Maroku na próżno szukać baba ganoush, bowiem Marokańczycy mają swoją pastę z bakłażana zwaną zaalouk. Przepis oczywiście znajdziecie na blogu, kliknijcie tutaj.
To chyba tyle tytułem wstępu, przechodzimy do przepisu!
Składniki:
1 duży bakłażan
1 łyżka melasy z owocu granatu
2 łyżki posiekanych orzechów włoskich
1,5 łyżki drobno posiekanej pietruszki
1 łyżka soku z cytryny
1 mały pomidor (obrany)
1 mały ząbek czosnku
szczypta soli i pieprzu
Piekarnik nagrzać do 200 stopni, funkcja góra-dół.
Umytego i osuszonego bakłażana opalić na palnikach kuchenki od czasu do czasu go obracając. Skórka ma być wręcz spalona, a sam bakłażan powinien zrobić się lekko miękki, a skórka powinna zacząć sama odpadać.
Bakłażana przełożyć na formę i włożyć do uprzednio nagrzanego piekarnika. Piec kilka minut, aż stanie się bardzo miękki. Z jeszcze ciepłego ściągnąć skórę, a miąższ rozgnieść widelcem. Następnie dodać melasę oraz sok z cytryny i dobrze wymieszać. Dodać drobno posiekanego pomidora, przeciśnięty przez praskę czosnek, pietruszkę i orzechy. Wymieszać, przełożyć na półmisek i… zajadać ze smakiem!
Smacznego!
Nie zależy mi tak znowu na tym, żeby był „oryginalny”, natomiast pasta bakłażanowa bez tahini interesuje mnie z tego zasadniczego powodu, że jestem uczulona na sezam. (Orzechy zresztą też, i w ogóle nigdy nie lubiłam ich smakonstystencji.) A pasty warzywne wprost uwielbiam, kanapki z pastami warzywnymi to moje najczęstsze śniadanie. Pasty najchętniej domowe, bo wtedy mogę dopilnować, żeby były bez sezamu (uczulenie), cebuli (awersja smakowa), octu (skrajna awersja węchowa)…