Słynna na całym świecie, z dużą ilością świeżej mięty i niesamowicie słodka – tak krótko można opisać narodowy napój marokański.
W powyższym opisie specjalnie nie napisałam „pyszna”, ponieważ zdania są podzielone. Otóż Ci, którzy kochają słodką herbatę będą zafascynowani, gorzej natomiast z tymi, którzy nie słodzą… Ale po kolei.
Herbata marokańska to nie tylko tradycja, to przede wszystkim coś, co łączy ludzi. W Europie spotykają się oni przy alkoholu, w Maroku tym „łącznikiem” jest właśnie herbata. Piją ją o każdej porze dnia, jednak taką typowo herbacianą porą jest zwykle 17-18, kiedy to zasiadają do stołu suto zastawionego słodkościami i różnymi naleśnikami z miodem (przepis tutaj i tutaj) w towarzystwie czajniczka wypełnionego aromatyczną herbatą.
I nie, nie zaprzestają jej picia podczas upałów, wręcz przeciwnie – piją jej nawet więcej, bo herbata ta niesamowicie orzeźwia i ochładza.
Jeśli chodzi o samo zaparzanie to nie jest to takie hop siup i herbata gotowa. Dla nich to ważny rytuał i robią to w dość sporym skupieniu. Oczywiście są różne szkoły parzenia herbaty, jednak są rzeczy, które zawsze pozostają bez zmian: charakterystyczny czajniczek, małe szklaneczki (często bogato zdobione), zielona herbata gunpowder, cukier i świeża mięta. Zawsze nalewana jest z góry (w trakcie nalewania należy stopniowo unosić czajnik), by utworzyła się charakterystyczna pianka.
Pamiętajcie jednak, że w Maroku herbata jest oznaką gościnności i nie wypada jej odmówić. Oczywiście jeśli to zrobicie nikt nie wtrąci Was do ciemnego lochu i nie obetnie Wam głowy, ale sprawicie niesamowitą przykrość gospodarzowi. Dlatego postarajcie się wypić choć jedną szklaneczkę, nawet jeśli nie słodzicie. Przynajmniej skosztujecie prawdziwej herbaty po marokańsku.
Powiem Wam, że dla mnie wypicie tej herbaty jest nie lada wyczynem, bo nie słodzę (kawy także) już blisko 12 lat.
Ci, którzy już mnie tam znają, przygotowują dla mnie osobny czajniczek lub po prostu słodzą sobie w szklaneczkach. Pamiętam jednak, kiedy pierwszy raz byłam w Maroku i poszłam w gościnę do pewnej rodziny. Był to czas Eid (więcej o tym święcie możecie przeczytać tutaj). Tuż po tym jak zasiedliśmy do wspólnego stołu, gospodyni przyniosła piękny, zdobiony imbryczek, kolorowe, małe szklaneczki, kilka gałązek piołunu (który często jest dodawany jako wzmacniacz smaku mocno miętowej już herbaty) i cukier w charakterystycznych, długich kostkach. Szacuję, że jedna taka to około 4 „normalne” kostki cukru. Nagle gospodyni zaczęła cały obrządek związany z nalewaniem herbaty, ale … uprzednio wrzuciła do tego małego czajniczka aż 3 kostki cukru. Już wiedziałam co mnie czeka. Pijąc, myślałam tylko o tym, aby nie zwrócić tego, co wcześniej zjadłam i resztkami sił dotrwałam do końca. Nawet nie wiecie jaka byłam szczęśliwa, kiedy moja literatka była już pusta. Jednak radość ma nie trwała zbyt długo… Gdy tylko zobaczyli, że już skończyłam, dostałam dolewkę, bo u nich gość najważniejszy i przy pustej szklance siedzieć nie może!
Powszechnie mówi się, że konieczne jest wypicie 3 szklaneczek – pierwszą za życie, drugą za miłość i trzecią za śmierć. Ja się z tym zwyczajem nie spotkałam, dlatego nie będę tego potwierdzać (choć idąc tym tokiem myślenia, jeśli wypijam tylko dwie literatki, to może jakimś cudem uniknę śmierci? ;)).
Na koniec dodam tylko, że Marokańczycy zalewają zieloną herbatę wrzątkiem, co dla wielu jest pogwałceniem wszelkich norm zaparzania herbaty. Ale jak widać oni się niczym nie przejmują i żyją nie tak, jak inni nakazują, lecz tak, aby im było dobrze i w tym przypadku – co najważniejsze – smakowało.
No to co? Dacie się zaprosić na herbatę po marokańsku?
Jak zaparzyć herbatę po marokańsku?
Przede wszystkim nie należy zrażać się tym, że nie posiada się tradycyjnego, marokańskiego imbryka. Nada się każdy, który można postawić na gazie.
Należy przygotować:
> imbryk o pojemności nieco ponad 0,5 l lub większy *
> 3 łyżeczki zielonej herbaty gunpowder
> spory pęczek świeżej mięty (oczyszczonej)
> 6-8 łyżeczek cukru
> 650 ml wrzącej wody
> niewielkie szklaneczki (nasze polskie literatki będą idealne!)
* jeśli czajnik nie posiada w środku dziurek filtrujących, należy nalewać herbatę przez niewielkie siteczko.
Wodę zagotować. Do czajnika wsypać herbatę i zalać ją około 150 ml wrzątku. Po chwili przelać wodę do szklanki i odstawić na bok, bowiem jeszcze będzie ona potrzebna. Marokańczycy uważają tę „część” herbaty za najbardziej esencjonalną i aromatyczną.
Wlać kolejne 150 ml wrzątku, potrząsnąć kilka razy dzbankiem, by liście herbaty się dobrze wypłukały, po czym tę wodę wylać.
Do czajnika wlać zawartość pierwszej szklanki i dodać pozostały wrzątek. Imbryk umieścić na niewielkim gazie i zagotować. W momencie wrzenia ściągnąć z ognia, dodać miętę i cukier. Zamieszać i odstawić na 4-5 minut.
Nalać do szklanki herbatę, mniej więcej do 3/4 wysokości, wlać ją z powrotem do czajnika. Powtórzyć tę czynność 3 razy, a za czwartym rozlać gotować herbatę do szklanek, pamiętając o unoszeniu imbryka.
Po tym wszystkim nie pozostaje nic innego jak delektowanie się herbatą po marokańsku nawet w polskim ogrodzie…
Smacznego! [ a skoro herbata w Maroku zastępuje alkohol to… na zdrowie! :)]
*** Tradycyjny imbryk marokański, można kupić na souku już za równowartość około 30 zł. Oczywiście im większy tym droższy. Nie warto jednak kupować tych lekkich. Czasem lepiej dołożyć te 30 dh i kupić coś porządnego.
jestem również niesłodząca 😉 ale spróbowałabym takiego miodu pitnego – lubięnowe smaki 🙂
To tak jak ja – zawsze jestem otwarta na nowości 😉
Uwielbiam tą herbatę!!!
Ja z kolei znam ją z Algierii. Przepyszna!!! Mogłabym ją pić naokrągło, oczywiście nie taką słodką jak miód. Sama mam ją w domu , i czajniczek też ?
Super! Pochwal się i prześlij jakąś fotkę – wstawię do galerii na FB 🙂 Pozdrawiam!