Ależ one są pyszne! Z wierzchu chrupiące, w środku mięciutkie i do tego to nadzienie z daktyli…
Makrout, to jedne z najpopularniejszych marokańskich ciasteczek, zwłaszcza w okresie Ramadanu. Są dostępne wszędzie – na souku, w marketach czy w małych cukierniach. W 100 % z semoliny, smażone na głębokim tłuszczu i od razu, jeszcze gorące, maczane w miodzie. Przepis jest bardzo prosty, nie potrzeba żadnego sprzętu kuchennego oprócz miski, noża i stolnicy lub blatu.
Cała słodycz tych ciasteczek pochodzi z miodu i nadzienia daktylowego. Niektórzy dodają jeszcze cukier do pasty daktylowej, jednak ja tego nigdy nie robię – dla mnie słodycz daktyli jest wystarczająca. Na blogu jest jeszcze jedna wersja tych ciasteczek – pieczona w piekarniku (klik po przepis). Którą wersję zrobicie to zależy od Was – obie są równie pyszne, choć wiadomo, że ta tradycyjna smażona będzie miała dużo więcej kalorii ;).
Jako że niemal przy każdym przepisie z semoliną dostaję od Was pytania czym właściwie jest semolina i czy jest to to samo, co kasza manna, odpowiadam: Kasza manna to nie semolina. Może nią być tylko w jednym przypadku – gdy producent jasno określił, że została ona wyprodukowana w 100% z ziaren twardej pszenicy durum, bo tylko z tego rodzaju pszenicy wytwarzana jest semolina. Zwróćcie proszę uwagę na skład, bo producenci często nadużywają nazwy „semolina” …
Z dostępnością jest już lepiej, na przykład w Krakowie, można ją dostać w sklepach ze zdrową żywnością i w większych marketach. Oczywiście dostępna jest także online na popularnym serwisie aukcyjnym.
To tyle o semolinie, a teraz podaję przepis na bardzo smaczne ciasteczka! Polecam nie tylko na Tłusty czwartek ;).
Składniki na około 35 sztuk:
400 g średniej grubości semoliny
szczypta soli
1/2 łyżeczki cynamonu
125 g roztopionego masła
150 – 180 ml wody wymieszanej (w proporcji 1:1) z wodą z kwiatu pomarańczy
Nadzienie:
270 g gotowanej pasty z daktyli *
1 łyżeczka cynamonu
płaska łyżka masła
2 łyżki wody z kwiatu pomarańczy
Dodatkowo:
3/4 szklanki miodu
olej do głębokiego smażenia
* jeśli nie macie gotowej pasty daktylowej, bardzo łatwo możecie ją przygotować sami – wystarczy garnek do gotowania na parze. Należy parować daktyle do momentu, aż będzie możliwe roztarcie ich między palcami.
Do miski wsypać semolinę, dodać sól i cynamon. Następnie dolać roztopione masło i rozcierać między palcami do momentu, aż niemalże każde ziarenko semoliny będzie nim pokryte. Miskę przykryć folią spożywczą i odstawić na pół godziny. W tym czasie semolina lekko napęcznieje.
W międzyczasie przygotować nadzienie. Wszystkie składniki wymieszać, dobrze rozetrzeć i uformować 3 równe wałeczki po 50 cm długości (lub prościej 6 wałeczków po 25 cm).
Napęczniałe ciasto lekko wymieszać i dodać tyle wody, aby dało się łatwo uformować kulkę. Ja dolałam 150 ml.
Następnie ciasto podzielić na 3 równe części. Kolejno formować wałeczki o długości około 50 cm, lekko spłaszczyć, palcem wskazującym zrobić na środku rowek i położyć masę daktylową.
Zlepić, ładnie uformować i pokroić jak kopytka. Można zrobić na górze wzorek za pomocą noża lub specjalnej pieczątki do makrout.
Tak przygotowane ciasteczka smażyć na głębokim tłuszczu do uzyskania rumianego, jednolitego koloru.
Wyciągać przy pomocy łyżki cedzakowej i przekładać od razu do lekko podgrzanego miodu. Pozostawić w miodzie na nie więcej niż 3 minuty i układać na kratce do obcieknięcia.
Smacznego!