Dzisiaj po algiersku, choć z lekkim twistem. Pamiętam, kiedy kilka lat temu siedziałam przed telewizorem w Maroku (i udawałam, że wszystko rozumiem ;)), pojawił się na ekranie sympatyczny, starszy pan, który robił to cudo. Na szczęście przepis nie był skomplikowany i udało mi się zanotować składniki, które po prostu rozpoznałam, natomiast gorzej było z proporcjami. Z racji tego, że miałam ochotę wylizać ekran, praktycznie od razu po powrocie wzięłam się do roboty. Proporcje ustaliłam sama i tym oto sposobem powstała moja wersja. Przepis spodobał mi się bardziej od typowej taminy, ponieważ nie jest taki tłusty, bowiem tradycyjna wersja to nic innego jak prażona semolina, miód i spora ilość masła. Ta wzbogacona została dodatkowo o migdały, daktyle, pistacje i … chałwę. Tak czy siak, kalorii całe mnóstwo.
W Algerii taminę serwuje się na jednym półmisku i wyjada łyżeczkami. Czasem można spotkać wersje pokrojone w kostkę. Ja zawszę upycham masę w foremkach i potem podaję każdemu na osobnym talerzyku.
Sprawa semoliny. Oczywiście znów przypominam, że prawdziwa semolina jest z twardej pszenicy durum, więc patrzcie na składy, bo producenci często nadużywają tej nazwy. Do tego przepisu będzie Wam potrzebna nieco grubsza, wyglądem przypominająca drobny kuskus. I teraz najważniejsze – semolinę trzeba podprażyć na suchej patelni, więc radzę odłożyć telefon, tablet itp i w skupieniu mieszać (non stop), bo jeśli się choć trochę przypali, możecie ją od razu wyrzucić.
Polecam Wam bardzo, bo na pewno jest to coś innego. Dodatkowo nie ma przy tym deserze sporo pracy, a efekt naprawdę jest super.
Przy okazji zerknijcie na ten przepis – rfiss tounsi to ciasteczka z pastą daktylową, które są bardzo podobne do taminy.
Składniki na 10 babeczek:
250 g grubszej semoliny
50 g posiekanych pistacji
100 g mielonych migdałów
150 g chałwy waniliowej
60 g masła
150 ml mleka
100 g posiekanych daktyli
3 łyżki miodu (lub więcej, w zależności od smaku)
Semolinę wysypać na suchą patelnię z grubym dnem. Ciągle mieszając, prażyć na wolnym ogniu aż do uzyskania złotego koloru. Należy bardzo uważać, by się nie przypaliła. Jeśli tak się stanie, proces ten należy powtórzyć z nową porcją semoliny. Gotową zdjąć z ognia i przełożyć do miski.
Mleko i masło umieścić w jednym garnuszku. Podgrzać i jeszcze gorące (masło ma być całkowicie roztopione) wlać do uprażonej, gorącej semoliny. Energicznym ruchem zamieszać, następnie dodać miód i pokrojoną chałwę. Wymieszać i wsypać resztę składników. Na tym etapie masa powinna być już lekko ostudzona i najlepiej wyrobić ją rękami. Następnie przełożyć do foremek lub podać tradycyjnie na jednym, dużym talerzu.
Można dodatkowo polać miodem i posypać z wierzchu orzechami.
Smacznego!
No no 🙂 zabieram się za to w sobotę do kawy! Mam tylko kłopot z semolina bo jest drobno mielona, ale zaryzykuję 😀
Ryzykuj, a ja czekam na efekty 🙂 Pozdrawiam!